poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 1 / Welcome to my life

*beep beep beep*
Dźwięk mojego alarmu sygnalizował, że wakacje zostały oficjalnie zakończone, ale dla mnie one nigdy się nie zaczęły. Mój tata i ja przenieśliśmy się do Sydney 2 tygodnie temu. Opuściłam Kalifornię zaraz jak ukończyłam drugi rok studiów aby tutaj przyjechać i ponownie rozpocząć rok szkolny bez wakacyjnej przerwy. Powiedzieć, że ta przeprowadzka jest do bani to za mało. Zostawiłam wszystko co znałam i kochałam w Ameryce. Zostawiłam moją rodzinę po drugiej stronie świata. Jak można się nie bać, gdy właściwie zaczynasz wszystko od nowa? Nerwy? Nie można opisać tego co czuję. Mój żołądek jest ściśnięty, a moje ręcę spocone. Moje serce bije jak oszalałe i czuję się jakbym miała zemdleć w każdej chwili. Nie robię niczego dobrze będąc sama. Ale czasami samotność jest twoją jedyną opcją. Czasami bycie sam ze sobą jest jedynym sposobem aby powrócić do normalności. Ostatni tydzień spędziłam sama w wielkim, pustym domu podczas gdy mój ojciec pracuje do późnych godzin próbując nadrobić zaległości w pracy. Dostał awans, który doprowadził nas tutaj, do Sydney. Wcześniej pracował dlugie godziny po pracy w domu, ale teraz wydaje się, że pracuje jeszcze ciężej co mnie martwi. Normalnie, to nie jest takie złe kiedy pracuje, bo jestem z przyjaciółmi lub w szkole, ale nie znam nikogo w Sydney. Przyjechaliśmy tutaj tydzień przed powrotem do szkoły. Mój tata prosił żebym wyszla i poznala nowych ludzi, ale jestem nieśmiała. Nie chciałam się zgubić w nowym mieście.
Te dni spędziłam na oglądaniu Netflix (dziękując Bogu, że nie anulowaliśmy naszego amerykańkiego konta gdyż w Australii nie ma Netflix) oraz na rozpakowywaniu swoich rzeczy. Rzadko wychodziłam, chyba że było to konieczne, a było to z dwa razy gdy wyszłam po jedzenie (czasami, mimo że jest jedzenie w domu to nie masz ochoty na to co jest). Ale dziś to wszystko się kończy, ponieważ szkolna przerwa się skończyla co oznacza mój pierwszy dzień w nowej szkole, w całkowicie nowej części świata i powiedzieć, że byłam przerażona to byłoby za mało.
Ubrałam swój mundurek szkolny, później wyprostowałam blond włosy i nałożyłam lekki makijaż na moją opaloną skórę. Mieszkając w Kalifornii pozwoliło mi to zachować moją opaleniznę przez caly rok, nawet podczas spędzania kilku tygodni odwiedzając rodzinę w Michigan. Kiedy byłam ubrana i nie miałam już nic innego do zrobenia aby zabić czas wzięłam plecak z mojego biurka, chwyciłam telefon wyłączając go z ładowarki. Schodząc po schodach spojrzałam na zdjęcia wiszące na ścianie, następnie sprawdziłam siebie w lustrze w przedpokoju. Miałam sporo czasu przed rozpoczęciem szkoły. Nie chciałam być tam zbyt wcześnie, a nie chciałam się bardziej denerwować niż już byłam. Moje stopy na drewnianej podlodze odbijały się echem w cichym domu. Nie było to dla mnie zaskoczeniem, że w domu panowała cisza, zawsze było cicho. Czasami milczenie jest nie do zniesienia.
"Dzień dobry księżniczko, udanego pierwszego dnia! Będę dziś do późna w pracy, więc zamów sobie coś lub idź na miasto. Dzwoń lub pisz jeśli będziesz mnie potrzebować.
xx tata"
Tata ciągle pracuje, a moja mama umarła gdy miałam 7 lat. Byłam jedynaczką, która została w znacznym stopniu wychowana przez dwóch starszych kuzynów, którzy nieustannie opiekowali się mną. Kocham mojego tatę całym swoim sercem. Zrobił wszystko, co uważał za najlepsze dla mnie, ponieważ moja matka zmarła. Pracuje ciężko aby upewnić się czy mam wszystko czego potrzebuję i pragnę. On może pracować, ale zawsze znajdzie dla mnie czas. Zazwyczaj spędzamy weekendy razem, ale nie zawsze. Teraz, gdy jestem starsza rozumiem, dlaczego go nie ma tak często.
Chwyciłam paczkę musli oraz woreczek z sosem jabłkowym ze spiżarni, więc mogłam zjeść śniadanie podczas drogi do szkoły. Zabrałam wodę z pomarańczami i witaminami z lodówki i udałam się do mojego samochodu.
Piosenka Simple Plan - Welcome to My Life wypełniała moje uszy, kiedy cofałam autem z podjazu aby udać się do szkoły. "Zajmie mi trochę czasu aby przyzwyczaić się do jazdy po przeciwnej stronie drogi." Mój tata pomógł mi ćwiczyć w ostatni weekend, aż był pewien, że załapałam to. Jadłam śniadanie gdy mój GPS prowadził mnie przez ulice Sydney do szkoły. Nowe krajobrazy pomogły zająć moje myśli jak jechałam. Sydney jest pięknym miejscem.
Na miejscu było tłoczno, wiele nastolatków. Zaparkowałam samochód upewniając się, że zabrałam telefon przed wejściem do budynku. Wielu studentów witali siebie obejmując się i śmiejąc widząc się po wakacjach. Uregulowałam paski plecaka, mocno go ściskając, idąc i obserwując.
- Luke, ty kutasie! - usłyszałam chłopięcy śmiech, ale który brzmiał bardziej jak nieprzyjemny chichot.
- Pogódź się z tym, cycu! - odpowiedział wysoki blondyn, który, jak przypuszczam, nazywał się Luke. Przewróciłam oczami śmiejąc się cicho z tych dwóch chłopaków, gdy ich mijałam.
Sekretariat był tuż przy głównych drzwiach, tak jak ojciec zapewniał mnie, że ze znalezieniem nie będzie problemu. Nikt nie lubi się tracić, zwłaszcza jeśli jesteś nowy.
- Dzień dobry! - odezwałam się do starszej kobiety stojącej za biurkiem. - Jestem Braylee Cole. Jestem nowa... - sekretarka przerwała mi. Jej głos był odrobinę zbyt podekscytowny, aby był stosowany rano, zwłaszcza w poniedziałkowy ranek po wakacjach.
- Ah tak, Braylee. Dzień dobry kochanie i witam w Sydney. - uśmiechnęła się. - Rozmawiałam z twoim ojcem. - wyjaśniła jak podawała mi plik dokumentów - Wystarczy wypełnić to, wybrać zajęcia i później udamy się do klasy. - wróciła na swoje miejsce, a ja wzięłam dokumenty i zaczęłam robic tak jak powiedziała. - Oto kilka twoich książek. - podała mi duży stos książek. - Inne będą w twojej szafce. - Podziękowałam jej uśmiechem, nie ufając mojemu nerwowego drżeniu głosu.
Kobieta wstała z miejsca i podążyła ku drzwiom. Mówiła coś do osoby znajdującej się w innym pokoju, po czym odwróciła się do mnie: - Idziemy - skinęła w kierunku drzwi wyjściowych. - Pierwsza lekcja dobiega końca, ale równie dobrze można od tego zacząć. - powiedziała idąc przez korytarz doprowadzając mnie do klasy.
- Dzień dobry panie Jones! - przywitała szczęśliwie nauczyciela. Serio, czemu ona jest taka ożywiona ranem? - To jest Braylee Cole. - przedstawiła mnie nauczycielowi jak i klasie. - Braylee przeniosła się do Sydney około tygodnia temu. - wyjaśniła ciekawej klasie.
- Więc witamy w Sydney, Braylee. Możesz usiąść obok.. - rozejrzał się po klasie - obok pana Hemmings'a. - na dźwięk swojego nazwiska blondyn uniósł głowę do góry. Zauważyłam, że to ten Luke, jeden z chłopaków, których widziałam dziś rano. - Możesz zająć miejsce obok pana Hemmings'a. - klasa jest klasą do nauk przyrodniczych, więc wszystkie ławki były dwuosobowe. - Jeśli chcecie rozmawiać róbcie to cicho. - odezwał się Jones do klasy po czym zaczął rozmawiać z sekretarką. Wyglądało to tak jakby bardzo starał się z nią flirtować.
Powoli podeszłam do miejsca, gdzie Luke siedział bazgrając w zeszycie.
- Hej, jestem Luke. - blondyn uśmiechnął się.
- Jestem Braylee. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Więc, jak podoba ci się w Sydney? - zapytał. Zauważyłam, że nosi miliony bransoletek, intrygując mnie skąd ma ich tak wiele.
- Um.. nie widziałam wiele, ale będąc szczerą, z tego co widziałam Sydney wydaje się być ładnym miejscem. - Spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem dając jednocześnie znak abym wyjaśniła. - Spędziłam ostatnie dwa tygodnie sama w domu i nie sądzę abym wyszła z domu więcej niż dwa razy. - przyznałam nieśmiało. Nie wiem dlaczego tak łatwo było mi to powiedzieć. Powinnam być zakłopotana, ale tak nie było.
- Cóż, musimy to zmienić. Myślę, że spodoba ci się tutaj. - odpowiedział z uśmiechem w tym samym czasie gdy zadzwonił dzwonek, zostawiając mnie zdzwioną. Co on miał na myśli?
- Nie zapomnijcie udać się na aule na apel! - zawołał pan Jones do klasy gdy wychodził.
- Wiesz gdzie to jest? - Luke zapytał sie. Pokręciłam przecząco głową. - Więc chodź ze mną, a ci pokaże. - zarzucił plecak przez ramię. Wzięłam swój ciężki plecak, gdyż nie miałam szansy zatrzymać się przy szafce schować część ksiązek i podążyłam za Lukiem. Po drodze pokazał mi różne klasy, takie małe zapoznanie ze szkołą. Starałam się zapamiętać jak najwięcej jak tylko mogłam, później może mi się to przydać.
- Ten apel będzie nudny jak cholera. - jęknął gdy zatrzymaliśmy się w tłumie widząc jak niektórzy torują sobie drogę obok nas do tego jak zakładałam znajdowała się aula.
- Dlaczego robią ten apel? - zapytałam na co on wzruszył ramionami.
- To ich jedyny cel w życiu aby zanudzić nas na śmierć. - zachichotałam na jego odpowiedź.
- ej, tutaj chłopaki! - skinął głową w kierunku trzech chłopaków podchodzącym w naszą stroną. Zauważyłam, że jeden z nich to blondyn, którego widziałam dziś rano, ale dwóch pozostałych nie spotkałam wcześniej. - Siemka! - przywitał ich.
- Kto to jest? - ciemnowłosy Azjata (jestem na tyle inteligentna aby wiedzieć, że nie jest Azjatą) zapytał kiwając głową w dół, wskazując na mnie. Oni byli wysocy stosunkowo do mnie. Nigdy nie czułam się taka niska.
- Chłopaki , to jest Braylee. Przeprowadziła się niedawno do Sydney. - wyjaśnił Luke na co pozostała trójka w odpowiedzi skinęła głową. - To jest Calum. - wskazał na chłopaka z ciemnymi włosami.
- Hej Braylee - uśmiechnął się Calum.
- Hej - również się uśmiechnęłam poprawiając swój plecak. Ten cholerny plecak jest zbyt ciężki..
- To jest Michael. - Luke wskazał na bladego chłopaka.
- Witamy w naszym piekle. - zaśmiałam się z komentarza Michaela gdy wskazał na szkole. Byliśmy otoczeni morzem ludzi w mundurkach szkolnych.
- A to jest Ashton - Luke wskazał na chłopaka z uroczym uśmiechem.
- Cześć - uśmiechnął się, a ja poczułam jak mój żołądek robi fikołki.Boże, on jest taki śliczny. To nie jest przestępstwo myśląc, że chłopak jest uroczy. W rzeczywistości każdy chłopak jest ładny.
- Hej - myślę, że zarumieniłam się. Cały ten dzień jest dobry, nawet nie było godziny abym sądziła inaczej. Myślałam, że będę sama i się stracę, ale na szczęscie nie jestem. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że można być tak szybko zaakceptowanym, ale przy Luke'u jest to proste mimo że znam go od dwudziestu minut.
- Cóż, zapewne powinniśmy udać się tam, co nie? - Ashton odezwał się do nas. Ich akcenty były dla mnie nowe. Były one takie głębokie i niepodobne do niczego co do tej pory słyszałam. Słyszałam różne formy amerykańskich akcentów i akcentów usłyszanych w filmach ale to jest dla mnie nowe i jest jednym z dziwnych jak dla mnie akcentów.
- Miejmy to już za sobą. - Luke jęknął.
- Pozwól mi to wziąć. - Ashton próbował wziąć ode mnie jasny różowy plecak z Victorii secret. Moja ciocia Jess zabrała mnie na zakupy ubiegłego lata i podczas gdy byliśmy w Pink zakochałam się w tym plecaku i nie potrafiłam się oprzeć. Właściwie to nienawidzę różowego koloru, szczególnie jasnego różowego.
- Nie - jęknęłam starając zabrać plecak z powrotem. - Przecież mogę go nieść. - stwierdziłam na co on zachichotał.
- A ja też mogę, zresztą ten plecak jest na prawdę ciężki. Zasługujesz na przerwę. - Boże, on jest uroczy. - To na prawde jest rozowy plecak. - zasmial sie.
- Tak wlasciwie nie cierpie rozowego. - przyznalam, a on uniosl brwi bedac zaskoczonym. - Ale zakochalamm sie w tym plecaku i nie potrafilam sie mu oprzec. Nie mieli w kolorze czrnym, wiec zdecydowalam sie na rozowy.
- Widze, widze. - zacisnal usta. - Wiec.. skad jestes Braylee? Twoj akcent na pewno nie jest australijski. - Ashton sie rozesmial, a ja przysiegam, ze moglabym umrzec w tym tlumie.
- Ameryka - zasmialam sie slabo. - Moj tata dostal awans, wiec musielismy przeprowadzic sie do Sydney.
- Jestem w połowie Amerykaninem, ale nigdy tam nie bylem - wzruszyl ramionami jakby to nie bylo nc wielkiego, ale w jego spojrzeniu mozna bylo dostrzec, ze chcialby tam pojechac.
Nigdy nie chcialam zobaczyc swiata. Nie bylam małą dziewczynką która marzy o Paryżu, ale dziewczyną, ktora nigdy nie chciała opuścić domu. Mialam rodzine i to bylo wszystko co sie dla mnie liczylo, ale teraz świat mnie intryguje. Chciałabym zobaczyć Londyn, Paryż i inne części tego pięknego świata. Świat ma tak wiele do pokazania i przegapienie tego może być błędem. Należy postrzegać piękno i kulture i poznać to wszystko. W podręcznikach nie doświadczysz kultury. Nigdy nie zrozumiesz czegoś dopóki nie zobaczysz na własne oczy.
- A z której części Ameryki? - zapytal gdy obserwowaliśmy Luke'a i pozostałą dwójke, którzy rozmawiali na własne tematy. Złapałam słowa jak fifa i pizza. Domyślam się, że są całkiem normalnymi chłopakami w ich wieku.
- Kalifornia. - zauwazyłam kilka dziewcząt dziwnie na mnie spoglądających. Myslę, że to dla tego, że jestem nowa.
- o, słyszałem, że tam jest pięknie - Ashton chyba nie zauważał krzywych spojrzeń które otrzymywaliśmy gdy szliśmy do wejścia przez tłumy.
- Nie ma nic innego co jest tutaj. - westchnęłam, wracając myślami do jazdy przez Sydney. Luke miał racje. Myśle, że spodoba mi sie tutaj.
- Pewnego dnia chcialbym zobaczyć te miasto. Właściwie to chciałbym zobaczyć Amerykę.
- Tęsknie za Ameryką. - westchnęłam smutna myśląc o przyjaciołach, których opuściłam. Tak właściwie to byli tylko znajomymi. Przychodzi taki czas w życiu, kiedy zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś blisko z niektórymi osobami, bo wolisz być z innymi niż samemu. Bez względu na to jaką krzywdę ci wyrządzili lub jak bardzo cię wkurzali w końcu przebaczałeś im, ponieważ tylko ich miałeś. Tęskniłam za rodziną bardziej niż za Kalifornią. Dałabym wszystko by być w domu w Michigan siedząc u babci w kuchni z moim kuzynem Jordanem śmiejąc się kiedy próbowal zebrać jedzenie które znajdowało sie na nosie lub opowiadać mi kiepskie żarty.
- To bylo do bani, po prostu sie spakowac i przenieść sie na drugą strone świata. - skinęłam głową ze smutkiem.
- Głowa do góry dziewczyno, masz nas. - usmiechnął sie zuchwale przytulając z boku. Jego skóra byla ciepła w przeciwieństwie do mojej i chciałam go ponownie przytulić tylko dlatego aby było mi cieplej.
Robiąc to co Luke usiedliśmy w jednym rzędzie. Usiadłam między Michaelem, a Ashtonem. Michael odchylił głowe do tyłu i zamknął oczy aby zasnąć.
- Ej chlopcy, Braylee nie doswiadczyła Sydney. - Luke pochylił się do przodu aby zobaczyć Caluma. - Powinniśmy dać jej wycieczkę. - uśmiechnął się, a ja trochę się wystraszyłam.
- Wycieczkę? - zaśmiałam się, a chłopcy skineli pozytywnie. - Czy mam sie bac? - wszyscy odpowiedzieli jednocześnie:
- Nie. - Luke zacisnął usta
- prawdopodobnie - Michael wzruszył ramionami trzymając oczy zamknięte.
- och, może - Calum uśmiechnął się.
- Nie martw się - Ashton zaśmiał się klepiąc moją nogę. - Jetem pewien, że to nic strasznego. Będę cię chronił.
- o rany - zachichotałam.
Światła przygasły, a głośny pisk mikrofonu wystraszył mnie na co podskoczyłam. Ashton tylko się roześmiał i poklepał pokrzepiająco moją nogę.
- Nie martw się Bray. - hmm już nadano mi przezwisko? nie zawracałam sobie głowy aby odwrócić wzrok, moje oczy skupiały się jedynie na ręce Ashtona która wciąż znajdowała się na mojej nodze i to mnie uspokajało.
Kto wiedział, że te trzy proste słowa będą tyle znaczyć.
Będę cię chronił.


~Jeśli przeczytałeś(aś) pozostaw komentarz,dziękuję~
__________________
To mamy pierwszy rozdział. Następny dodam dopiero gdy zobaczę, że jest chociaż minimalne zainteresowanie. Pozdrawiam, Ann.

4 komentarze:

  1. Wydaje mi się, że to opowiadanie to coś dla mnie hah :)
    będę czytać :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super opowiadanie, będę czytać xx

    http://shut-up-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapowiada się naprawdę ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejciu *.* Już się zakochałam w tym tłumaczeniu i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału *.* I na 110% będę to czytać :D Zapraszam także do siebie
    ~ skrzydla-wazki.blogspot.com
    ~ gwiazda-z-nieba.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś rozdział zostaw po sobie ślad. Bardzo zależy mi na Waszej opinii tych pozytywnych jak i negatywnych. Gdy będę widzieć, że komentujecie to dla mnie oznacza,że jesteście zainteresowani treścią co wiąże się z motywacją do dalszego tłumaczenia :)